Hiszpańskie kino oświetla nowe macierzyństwo

Łucja M. CabanelasPODĄŻAĆ

Bóle porodowe, bezsenność po porodzie. Nieustający płacz dziecka, drażliwość, problemy w relacjach, ale też pierwsze jęki noworodka, niesamowita biologiczna siła tworzenia życia, dawania go na świat. Niuanse procesu przedstawianego jako idylliczna fantazja, do tej pory kino zaczęło eksplorować jego krawędzie, piękno, ale także blizny macierzyństwa. Bajki się skończyły.

„Żyjemy w dość zagmatwanym momencie. Sieci społecznościowe to osładzają. „Wszystko staje się bardzo idylliczne, gdy uczy się tylko pewnych rzeczy” – mówi Alauda Ruiz de Azúa, której własne doświadczenia jako matki zainspirowały ją do wyreżyserowania „Cinco lobitos”, zwycięzcy Biznaga de Oro na festiwalu w Maladze

i który od dziś wchodzi do kin hiszpańskich. Film, który świeci tam, gdzie nie ma światła i który odnajduje światło w najciemniejszych momentach, bo nie ignoruje problemu, jest w przygotowaniu. Rozkoszuje się procesem równie gorzkim, co inspirującym i odnajduje piękno w tym, co wcześniej nieopowiedziane. „Macierzyństwo jest całkowitym przeciwieństwem tego rodzaju doskonałości. To coś, co powoduje wiele zmian, co oczywiście może być piękne, ale jest złożone i wiąże się z rzeczami, z którymi trzeba się zmierzyć i odbudować” – stwierdził Ruiz de Azúa.

Debiut fabularny reżyserki Baracaldo dziedziczy także intymność narodowego kina autorskiego, na czele którego stoi Carla Simón i jej akceptacja żałoby w „Verano 1993” i „Alcarrás”, w których nowe pokolenie wlewa swoje własne doświadczenia w to, co oglądasz ekran. Autobiograficzny, realistyczny film, który ucieka od eskapizmu czystej rozrywki, by ukazać życie tak gorzkie i surowe, ale także tak piękne, że chce się je przeżyć przed i za kamerą.

Najbardziej skrajnym przypadkiem może być przypadek reżysera Carlosa Marqués-Marceta („10.000 XNUMX km”), który trzy lata temu w „Dniach, które nadejdą” nagrał prawdziwą ciążę Maríi Rodríguez, partnerki aktora Davida Verdaguera, który firmę w procesach i porównuje z całym doświadczeniem na ekranie. Zapalenie filmu, urodzenie dziecka. Kamera wkracza w intymność, tak jak scenariusz fabularyzuje odgrywane przez nie postacie, podczas gdy ciało Rodrígueza zmienia się wraz z postępem ciąży, która tym razem nie kończy się na zarezerwowanym przez nich porodzie.

Bycie samotną matką, jak bohaterka Natalii de Molina w „Dziewczynach”, pełnoprawne „dorastanie” w reżyserii Pilar Palomero, czy też mroczniejsza strona macierzyństwa, z moralnym dylematem macierzyństwa zastępczego i fabułą kończącą się thriller, jak ma to miejsce w „Córce” Manuela Martína Cuenki czy nowszym „Szefie” z Aitaną Sánchez-Gijón w roli głównej. Wśród nich znalazł się „Parallel Mothers”, w którym Pedro Almodóvar zagłębia się w zmiany zachodzące we współczesnym społeczeństwie, w którym rozmywają się koncepcje rodziny i łamią tabu.

Szczególnie perfekcji. „Mój pierwszy rok macierzyństwa był bardzo szalony, z odrobiną kryzysu, ale także dużą ilością radości. To poczucie zagubienia i poczucia, że ​​trzeba odbudować świat” – wyjaśniła Alauda Ruiz de Azúa.

Choć do pewnych spraw jeszcze daleka droga. „Pojednanie jest obecnie utopią. Lepiej by było, żeby to było prawo niż utopia, ale przynajmniej jest już rozmowa, zaczynamy zdawać sobie sprawę, że pokolenie kobiet, które zostało w domu, w sferze domowej, zachowało całą tkankę społeczną . A teraz musimy znaleźć nowe formuły, aby ludzie mogli założyć rodzinę, ale bez płacenia za to kobiet” – mówi reżyser.

W „Pięciu wilkach” z Laią Costa i Susi Sánchez w rolach głównych autor zdjęć komplikuje podróż jeszcze bardziej. Zamazuje zwykły aparat na pojęciu macierzyństwa i trzeźwo zastanawia się nad swoim cyklem życia, nad byciem dzieckiem tam i z powrotem. Aby, jak zapewnia Sánchez, „zacząć inaczej rozumieć, co to znaczy być matką”.