Uderzenie morza, które spowodowało upadek prądu lub przemieszczenie ładunku, hipoteza wraku statku

Statek zatonął, a troje ocalałych jest w stanie „szoku”, więc nie byli w stanie przedstawić pełnej relacji z tego, co się stało, ale rodziny dziewięciu zmarłych i dwunastu zaginionych z Villa de Pitanxo potrzebują odpowiedzi, która , na chwilę obecną nie istnieje; Bynajmniej nie kategoryczne, choć już wczoraj eksperci zaczynali dawać część kluczy do tragedii. Głównym powodem jest to, że trawler o długości 50 metrów i szerokości XNUMX metrów doznał silnego wstrząsu morskiego, który albo wyłączył jego system elektryczny, pozostawiając go na wodzie, albo spowodował śmiertelne przemieszczenie ładunku, co doprowadziło do katastrofy statku.

Ryba stacjonująca w Marín, która wypłynęła z Vigo 26 stycznia, została w ciągu kilku minut pozostawiona stępką na słońcu, w dodatku w czasie, gdy praktycznie cała załoga przebywała w magazynach ze względu na warunki pogodowe – temperatury poniżej zera i silna trucizna - uniemożliwiły łowienie. Na szczegóły zeznań ocalałych będziemy musieli jeszcze poczekać – szefa Juana Padína; jego siostrzeniec, marynarz Eduardo Rial Padín, i jego partner Samuel Kwesi, pochodzący z Ghany, ale wielu uważa, że ​​byli na mostku dowodzenia, kiedy tragedia miała z tym coś wspólnego.

Sara Prieto, dziewczyna Eduardo Riala Padína, rozwinęła hipotezę zamachu stanu na morzu, którą, zgodnie z tym, co powiedziała, rozważała wśród marynarzy z Cangas de O Morrazo. Prezes Gildii Armatorów, Javier Touza, wczoraj w różnych wywiadach utrudniał zrozumienie przyczyn katastrofy statku, aby podjąć działania mające na celu uniknięcie podobnych tragedii w przyszłości, najpoważniejszych od dziesięcioleci dla statku rybackiego galicyjski. Przynajmniej nie ma wątpliwości, że statek był bezpieczny, przeszedł wszystkie inspekcje i posiadał wszystkie certyfikaty - poinformowało Ministerstwo Transportu.

Zeznania ocalałych, którzy wczoraj pozostawali w „szoku”, jeszcze potrwają wiele godzin, ponieważ statek, który ich uratował, Playa Menduiña Dos, pozostawał w rejonie wraku do wczoraj, pomagając w poszukiwaniach kolejnych ofiar. Warunki, w których wykonywane są te prace, są szczególnie trudne, z falami dochodzącymi do dziewięciu metrów, temperaturami ośmiu stopni poniżej zera przy zimnym wietrze do minus 17 i wiatrem o prędkości prawie 60 kilometrów na godzinę. Przynajmniej widoczność poprawiła się w porównaniu z czasem wraku.

Niczym w makabrycznej loterii krewni dziewięciu zabitych i dwunastu zaginionych z Villa de Pitanxo czekali wczoraj z nieopisaną udręką na wiadomość, czy ich ukochany jest wśród pierwszych, czy drugich. Nie ma oczywiście nadziei, że przeżyją, ale przynajmniej mają nadzieję, że uda im się pochować krewnego i zakończyć pojedynek. Najgorsze jest zresztą to, że na uzyskanie tych informacji trzeba będzie jeszcze poczekać kilka godzin, bo ciała znajdują się na statkach, które wciąż biorą udział w akcji ratowniczej.

O Morrazo to region żałoby; Co więcej, cała Galicja jest, i to nie tylko dlatego, że Xunta zadekretowała to na trzy dni, w których flagi będą opuszczone do połowy masztów, ale dlatego, że jest to wyczuwalne na ulicach, w każdym barze, w każdej rozmowie. Minęły dziesięciolecia, odkąd taka tragedia dotknęła tę społeczność, zahartowaną wieloma wrakami statków i wieloma ofiarami śmiertelnymi na morzu.

Jak już wspomniano, warunki w Nowej Fundlandii są prawdopodobnie niemożliwe do pomyślenia o cudzie znalezienia większej liczby ocalałych: woda ma 4 stopnie Celsjusza, a od katastrofy minęło wiele godzin. Kto więcej, a kto mniej robi już z ideą nieuniknionego.

Burmistrz Marín, María Ramallo, jest zdruzgotana: „Nie pamiętam czegoś takiego, to było straszne, nie tylko dla miasta, ale dla całego regionu O Morrazo” – wyjaśniła ABC. Bezpośrednio dotyczy to 24 rodzin, ale nie możemy zapomnieć o udręce wszystkich tych, których bliscy zaokrętowali na wodach na całym świecie, ponieważ Grupo Nores jest największym armatorem w Hiszpanii i posiada łodzie działające w wielu częściach”.

Rada Miejska stara się ogrzać rodziny w tak delikatnych chwilach. Trzy ofiary urodziły się w Marin. „Ale wielu żeglarzy z Peru i Ghany mieszka tu od dawna i uważamy ich za naszych, tak jak innych”. Cangas i Moaña to kolejne miejsca zamieszkania członków załogi.

Najbardziej martwi go niepewność: „A najgorsze jest to, że identyfikacja zajmie jeszcze dużo czasu. Nie sprawdza się to z fotografią, bo jakikolwiek błąd w tej kwestii byłby druzgocący. A to, że Kanada zmniejszyła wczoraj liczbę wydobytych ciał z dziesięciu do dziewięciu, jest znakiem ostrzegawczym. Każda minuta ciąży jak strata dla umysłów osób bezpośrednio dotkniętych. Również w O Morrazo, gdzie jego sąsiedzi zawsze mieszkali z widokiem na morze.